Wiedźmak, czyli mojej osoby opisanie.

        "Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta. Było ciepło, a człowiek ten miał na sobie czarny płaszcz narzucony na ramiona. Zwracał uwagę.
        Zatrzymał się przed gospodą "Stary Narakort", postał chwilę, posłuchał gwaru głosów. Gospoda, jak zwykle o tej porze, była pełna ludzi.
        Nieznajomy nie wszedł do "Starego Narakortu". Pociągnął konia dalej, w dół uliczki. Tam była druga karczma, mniejsza, nazywała się - "Pod Lisem". Tu było pusto. Karczma nie miała najlepszej sławy.
        Karczmarz uniósł głowę znad beczki kiszonych ogórków i zmierzył gościa wzrokiem. Obcy, ciągle w płaszczu, stał przed szynkwasem sztywno, nieruchomo, milczał.
        - Co podać?
       - Piwa - rzekł nieznajomy. Głos miał nieprzyjemny. Karczmarz wytarł ręce o płócienny fartuch i napełnił gliniany kufel. Kufel był wyszczerbiony.
        Nieznajomy nie był stary, ale włosy miał prawie zupełnie białe. Pod płaszczem nosił wytarty, skórzany kubrak, sznurowany pod szyją i na ramionach. Kiedy ściągnął swój płaszcz, wszyscy zauważyli, że na pasie za plecami miał miecz. Nie było w tym nic dziwnego, w Wyzimie prawie wszyscy chodzili z bronią, ale nikt nie nosił miecza na plecach niby łuku czy kołczana."

Andrzej Sapkowski, "Ostatnie Życzenie", fragment.




Niesamowicie zwinny, mistrzowsko posługujący się bronią białą, z charakterystycznym medalionem na piersiach vel zewnętrznymi oznakami mutacji; znający podstawy magii i sztukę wytwarzania eliksirów. Rozerwany pomiędzy poczuciem obowiązku a ludzkimi uczuciami, cynik, moczymorda i kurwiarz - taki oto z grubsza obraz wiedźmina, łowcy bestii wszelakiej rodzajowi ludzkiemu zagrażającej, wyłania się z książek fantasy autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Któż nie słyszał o słynnym Geralcie z Rivii? Za sprawą serii gier z tytułowym łowcą potworów, produkcji studia CD PROJEKT RED, praktycznie każdy. Ale kto z Was wie, iż wiedźmini istnieli naprawdę? Prawie na pewno nie popylali z dwoma mieczami na plecach, nie posługiwali się znakami, ni eliksirami; nie wiem czy mieli jednakowe upodobania co do alkoholu i kobiet jak Geralt, i na bank nie nazywano ich per wiedźmak; ale owczarze czy bacze znali się na poskramianiu wszelkiej maści upiorów i najprawdopodobniej są pierwowzorem literackiego wiedźmina.

CZYM JEST UPIÓR?

Istota z pogranicza świata duchowego i materialnego świata ludzi. Coś pomiędzy żywym a nie do końca umarłym. Wierzono, iż upiory powstawały z grobów, aby czynić ludziom różne, najogólniej mówiąc, złośliwości oder pomagać w obejściu (to te, które po śmierci nie umiały rozstać się ze swoimi rodzinami). Krążą nawet opowieści o zmorach, które po śmierci utrzymywały kontakty seksualne ze współmałżonkiem.

"Upiór i pustelnik", rysunek Czesława Jankowskiego.

Wszyscy co zmarli gwałtowną śmiercią, kobiety zmarłe w połogu, parający się magią, przeklęci za życia, samobójcy, nieochrzczeni, ci co zginęli w wyniku ataku innego upiora, posępni, rudzi, leworęczni, innego niż katolickie wyznania, lunatykujący, z siną plamą na plecach czy z podwójnym kompletem zębów, pośmiertnie mieli szanse stać się upiorem. Pojawiali się trzymając pod ręką własną głowę bądź z  głową we właściwym dlań miejscu, acz ze świecącymi "wilczymi" oczami. Często przypisywano im posiadanie dwóch serc (sprawiedliwego ludzkiego i niesprawiedliwego pochodzącego od samego Diabła) i dwóch dusz (ochrzczonej co poszła w zaświaty i nieochrzczonej co pozwalała nieboszczykowi wstawać z grobu) - chociaż prawdę mówiąc są to cechy charakterystyczne dla strzyg, a owe były odrębną plagą nękającą ludzkość. Te żywiące się krwią ludzi i zwierząt nazywano wampirami (wąpierzem, bądź upirem). Słowiańskie wampiry powstawały (ale nie tylko, wszystko w/w także wchodzi w rachubę) poprzez niedopełnienie obowiązku spalenia zwłok. Wracał wtedy, ażeby dręczyć rodzinę. Za sprawą ponadnaturalnych zdolności i siły wzbudzały szczególny strach. Wierzono, iż mogły wcielać się w postacie zwierząt - nietoperzy i wilków. Odstraszał je np. czosnek, srebro, światło słoneczne czy przedmioty zrobione z osiki - drzewa, które ma moc odpędzania złych duchów.

KOŚCIELNY, OWCZARZ, BACZA - NA PROBLEMY Z MOCAMI NIECZYSTYMI.

Najbardziej znany owczarz zajmujący się wypędzaniem zjaw działał w XIX w. na wschodnim Mazowszu. Pochodził ze Czarnostwa koło Makowa Mazowieckiego. Jego metody postępowania z upiorami były osnute tajemnicą, a on sam nigdy o nich nie wspominał. Co możniejsi ziemianie posyłali po niego powozy, którymi udawał się nawet w okolice Łomży czy Płocka. Zawsze nosił przy sobie spory wór, którego zawartość do dziś pozostaje (i pozostanie już) nieznana, acz ja uważam, iż był pusty, przeznaczony na upiora. Nikomu nie pozwalał doń zajrzeć i kategorycznie domagał się, aby nikt poza nim nie przebywał w nawiedzonych miejscach, które miał oczyścić. Po całej nocy dziwnych dźwięków, krzyków, odgłosów bijatyki, nikomu nieznanych inkantacji opuszczał nawiedzany dom z triumfalnym uśmiechem, a worek obciążał kamieniem i wrzucał do rzeki czy jeziora. Czy był tam schwytany upiór czy to tylko symbol stoczonej walki i pokonania przeciwnika? Cholera wie, ale zjawa nigdy już nie wracała. Btw, określenie - owczarz - nie tyczy się stricte "zabójcy potworów", a hodowcy owiec. Legenda głosi, iż podczas długich miesięcy wypasu, nocami przy ogniskach oder w kolebach/chatach pasterskich przekazywali sobie sposoby walki z upiorami i magiczne zaklęcia pomocne przy wypędzaniu złośliwych duchów. Czy używali jakiejkolwiek broni? Jeżeli rytuał wymagał od owczarza ofiary z krwi ... może, acz nic mi o tym nie wiadomo. Powróćmy jednak do naszego egzorcysty z Mazowsza. Nie wypędzał upiorów za free, co to to nie, łasy był na hajs jak łasa jest osoba wyznania mojżeszowego i od sztuki liczył sobie aż 10 rubli co w XIX wieku zapewne było kwotą astronomiczną (dla przeciętnego zjadacza chleba). I owa pazerność dziada zgubiła, ponieważ podczas jednego z polowań został przekupiony przez upiora, który jak głosi legenda, zaproponował mu aż tysiąc rubli za uwolnienie z wora. Z wora uwolnił, ale jak się okazało całkowicie stracił swoje magiczne umiejętności i nie był w stanie podjąć się żadnego egzorcyzmowania nawiedzanych miejsc. Upiory zawsze wracały, ludzie przestali go wołać. Zmarł jako żebrak.

Kolejną sławą była pewna znachorka z Młynarzy obok Różana. Zabiegi polegały na całodniowym odmawianiu nieznanych "pacierzy", okadzaniu chałupy ziołami i rozrzucaniu wszędzie nasączonych tłuszczem szmat. Była o wiele mniej wymagająca jak w/w owczarz. Pobierała opłaty w przedziale 50 kopiejek - dwa ruble. Może dlatego, iż nie zawsze bywała skuteczna, a zjawy miały tendencję do powracania.

Osoby ze środowiska wiejskiego, te nastawione bardziej dewocyjnie, szukały pomocy u osób duchownych. Wprawdzie miejscowy proboszcz czy wikary bardzo rzadko angażowali się w tego typy robotę, ale kościelny czy organista chętnie pozbywał się zmory dręczącej miejscową ludność. Najbardziej znany organista z Obrytego w Białej Puszczy Kurpiowskiej odwalał takie przedstawienia, że głowa mała. Do nawiedzonego domu, późnym wieczorem, ściągał tłumy i w obliczu świadków inicjował modlitwy i śpiewy. Ku przerażeniu tłuszczy traktował niewidzialne upiory wodą święconą i łacińskimi zaklęciami wielce przy tym egzaltując. Podobno potrafił stworzyć atmosferę idealnej grozy mocno wierząc w obecność sił nieczystych. Wszystko kończyło się pobożną pieśnią dziękczynną.

Jan Aleksander Karłowicz (polskie etnograf i folklorysta żyjący na przełomie XIX wieku) wspomina w swojej opowieści o pewnym kościelnym z Białej, który to pokonał nieumarłego igłą wbitą w jego ciało. Noc w noc coś telepało w żeliwną bramę cmentarza. Doświadczony w/w kościelny domyślał się, iż ma do czynienia z upiorem, który dla beki wstał sobie z grobu. Pogromca potworów wziął igłę, nawlókł ją nicią z kłębka i wbił, przez żelazne pręty bramy, w nieumarłego. Nad ranem, razem z księdzem, udali się wzdłuż rozwleczonej nici, do grobu upiora. Rozkopali, włożyli w usta obol zmarłych (trzygroszową monetę symbolizującą transport w zaświaty) i przerzucili ciało na brzuch. Nigdy więcej nie powstał.

Jeżeli kogoś nie było stać na "wiedźmina" to korzystał ze starych, sprawdzonych metod - zabobonów. Aby uchronić się przed zmorą należało zasypiać na brzuchu bądź z nogami skrzyżowanymi. Zalecano nawet, przed snem, włożyć sobie palec w rzyć. Nie wiem o co kaman z tym ludzkim upodobaniem do wkładania sobie różnych przedmiotów w tyłek, to chyba śmieszy wszystkich niezmiennie od wieków; a tak na serio chodziło o odstraszanie ducha przykrym zapachem. Siekiera/nóż na sztorc obok łóżka, wokół rozsypane gałęzie cierniowe czy świeży tatarak. Znak krzyża narysowany na drzwiach, nad czy pod łóżkiem. Okadzanie czy wieszanie pęków ziół pod stropem (chociaż to już zakrawało na zabiegi magiczne), modlitwy na własną rękę, wszelkie możliwe dewocjonalia wokół osoby dręczonej przez zmorę. Oczywiście najbardziej skuteczne było obrysowanie kręgu bądź elipsy święconą kredą wokół łóżka ofiary, ale to już było płatne.

Na Łemkowszczyźnie likwidacją upiorów zajmowali się tzw. bacze - znachorzy. Do najbardziej znanych należeli - Leszko Babej (Gyrda) z Blechnarki (jego następcą był Tymko Rydżyk), który po dziś dzień ma nagrobek na cmentarzu w owej miejscowości, oraz Bacza z Keczkoviec po stronie Słowackiej. Ich metody działania były o wiele bardziej spektakularne niż pierdy z poświęconą kredą czy tajemniczym workiem owczarza. Rozkopywali groby rzekomych upiorów, odwracali zwłoki na brzuch i przybijali do ziemi zębami od bron czy osinowymi kołkami. Odcinali także głowy nieboszczykom i kładli pomiędzy nogi, przykrywali umarlaka ciernistymi gałęziami, a groby zasypywali ciężkimi kamieniami. Nie mam ochoty wdawać się w te wszystkie przesiedleńcze szczegóły, ale w owym czasie kiedy praktykowano w/w zabiegi, Łemkowie byli charakterystyczni dla terenów Beskidu Niskiego i zachodnich Bieszczad, stąd też największa liczba pochówków wampirycznych właśnie na w/w obszarze.

Jeżeli ktoś myślał, iż prawdziwi "wiedźmini" aparycją przypominali Geralta z Rivii to się grubo mylił. Najprawdopodobniej wyglądali tak. Zwykłe pobożne dziady w kapelutku i kufajce.

Bacze pełnili bardzo ważną rolę w lokalnej społeczności. Zajmowali się leczeniem ludzi, ale też takich co cierpieli z powodu złej magii; byli przekaźnikami tradycyjnej wiedzy ludowej, a swoje zdolności dziedziczyli z pokolenia na pokolenie (posługiwali się odpowiednimi formułami - bajali oder zasziptuwali/zaszeptiwali - te magiczne słowa były ciężkie do zdobycia, ponieważ przekazywanie ich komuś przenosi na te osobę zdolności "uzdrawiania", a tracił je znachor, dlatego dziś nie znamy ich treści). Nie do końca było wiadomo skąd znachorzy czerpali swą moc. Aby uniknąć posądzenia o konszachty z Diabłem demonstrowali swoją pobożność, a każdy rytuał poprzedzali modlitwami.

Nagrobek Leszka Babeja (Gyrdy) na cmentarzu w Blechnarce. Sympatyczny, beztroski pijak co trwonił wszystek honoraria na alkohol. Mimo, iż nie cieszył się wielkim poważaniem, w lokalnej społeczności był najlepszym z łowców upiorów. Kiedy przekroczył 60 lat mówił, iż dwa miesiące przed śmiercią ciężko zachoruje i straci głos, gdyż spadną na nie go wszystkie nieszczęścia, z których wybawił ludzi. Według miejscowych opowieści tak też się stało.

POLOWANIE NA WAMPIRA - POCHÓWEK WAMPIRYCZNY.

"Pierwszym udokumentowanym pochówkiem wampirycznym na terenie Polski jest ten ze wsi Lalin (podkarpackie) z 1529 roku, nie mniej jednak starsze tego typu pochówki w Polsce datowane są na epokę żelaza (kultura wielbardzka, przeworska), ale dość często praktykowane były przez Słowian, a jedyny znaleziony szkielet z kołkiem osikowym wbitym w klatkę piersiową w okolicy serca był w Brześciu Kujawskim". Najbardziej znanymi miejscami tego typu pochówków na terenie naszego kraju są - Jawornik, Kraków, Gliwice i Kamień Pomorski.

https://geoexplorer.pl/pochowki-wampiryczne-w-polsce/

Za najbardziej skuteczną metodę likwidowania wampira uważano obcięcie głowy i ułożenie jej pomiędzy nogami, aby upiór nie mógł jej znaleźć. W usta wpychano cegłę, czosnek, żelazo; a klatkę piersiową obciążano kamieniami. Kaleczono zwłoki - wybijano zęby, usuwano żuchwę, obcinano dłonie, stopy, podcinano ścięgna. Układano twarzą do ziemi, krępowano ręce, polewano wodą święconą, a w serce lub głowę wbijano żelazne ćwieki lub zęby od bron. Stosowano także magię roślin. Szyję nieboszczyka obwiązywano młodym pędem głogu, wkładano do grobu dziką różę, głóg, tarninę. Odymianie czeremchą. Wsypywano do trumny nasiona lnu, maku, dzikiej róży, prosa; aby wampir po przebudzeniu zaczął je rozdzielać co miało go znudzić i spowodować, iż zaśnie na wieki. Wszystkie te zabiegi przeprowadzano w obecności osoby duchownej, a w ostateczności dopuszczano spalenie zwłok. Jeżeli osoba uznawana za wampira umarła to potem przeprowadzano pochówek antywampiryczny. Głowa ciach i pomiędzy nogi. Ażeby zapobiegać wałęsaniu się wampirów po wsiach i gościńcach osobę zmarłą należało przenieść, już podczas pogrzebu, przez odwrócony próg oder odwrócone drzwi. W drodze na cmenatarz/miejsce pochówku obficie sypano mak, który według wierzeń ludowych dzięki swym usypiającym właściwościom kojarzony był ze światem umarłych, a co najważniejsze było go na tyle dużo na drodze powrotnej upiora, że zanim to zebrał nadchodził świt i wracał do grobu; a złe moce traciły swą siłę.

Pochówki wampiryczne na terenie Polski praktykowane były od czasów prasłowiańskich do lat 30 XX wieku w czasie tzw. "epidemii wampirycznej", a najstarsze odkryte na terenie Europy liczą sobie 4000 lat.

Brak kości dłoni, przetrącona żuchwa i dziura w czaszce - tak bardzo typowe dla pochówków wampirycznych. Grób wampira odnaleziony na terenie starożytnego trackiego miasta Perperikon w południowej Bułgarii.

Ranking skuteczności zabiegów antywampirycznych według statystycznych badań przeprowadzonych przez Leonarda Pełkę (ur. w 1929 r. - badacz demonologii ludowej regionu lubelsko-rzeszowskiego, doktor nauk humanistycznych, religioznawca i ludoznawca) na terenie województwa lubelskiego i podkarpackiego:
 - 25.3% - odkopanie grobu i odwrócenie zwłok twarzą do ziemi;
 - 23.1% - zamówienie mszy w intencji zmarłego;
 - 11.6% - wywiercenie otworu w grobie i wlanie doń wody święconej;
 - 11.6% - poświęcenie mieszkania po pogrzebie;
 - 5.7% - pozbawienie trupa głowy i złożenie jej pomiędzy nogami zmarłego (dziwnie się to ma do tego, iż ową metodę uważano za najbardziej skuteczną, ale może wiązało się to z niechęcią do ponownego otwierania mogiły i profanacji zwłok).


XIX-sto wieczny zestaw do zabijania wampirów wytwarzany na terenie Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej dla ludzi chcących podróżować do ówczesnej Transylwanii. Nasi bacze i owczarze, uzbrojeni w magię przodków, nie potrzebowali takich zabawek dla amatorów.

***

W następnym artykule opiszemy jak polować na wiedźmy, czarowników i wszelkiej maści plugastwo posługujące się czarną magią.

***

Komentarze