Siedzieliśmy na przeciwko siebie. Tego wieczora, w Starej Octownii, było cicho i spokojnie. Był chyba początek zimy. Chciałbym pamiętać to jako początek zimy i leżący za oknami śnieg oświetlony ulicznymi latarniami. Nad wyraz, co już ociekało narzucaniem się, uprzejmy kelner przyniósł nam nasze ulubione piwo. Uśmiechnęła się i zdjęła okulary. Jej uroda przywodziła na myśl słońce wstające nad brzegiem Wisły, zapach ciepłego chleba, rosę pod stopami, dobre leśne duchy, smak jeżyn w późne czerwcowe popołudnie. Zaśmiała się z jednego z moich głupkowatych żartów wypowiedzianych po pijaku. Zaśmiała się perliście. Zalśnił śnieg za oknem. Świat jakby na chwilę zacząć śnić. Nie, nie zakochałem się tego wieczoru; ale prawdziwie zachwyciłem.
_______________________________________________

M.G. "Kalendarz ze starą datą."

Komentarze